Gran Canaria
Gran Canaria wypadła bardzo na plus - minusem jest zdecydowanie podróż, ponad 5 godzin lotu dla mnie to masakra, strasznie mi się nudziło, mimo, że oglądaliśmy filmy i mieliśmy krzyżówki no ale jak chce się do ciepła w zimie to trzeba się poświęcić, coś za coś ale było warto bo są tam niesamowite krajobrazy, którymi zachwyciłam się już na początku (zresztą palmy chyba nigdy mnie nie przestaną zachwycać, to chyba typowe dla kogoś kto nie widzi ich codziennie), a jazda busem była bardzo przyjemna tylko pod tym względem, że można było podziwiać widoki i ocean ale zdecydowanie kierowcy tam to wariaci, ostro zakręcają, szybko jeżdżą, gwałtownie wymijają i gwałtownie hamują. No i co drugie auto tam obite, wszyscy na siebie trąbią, masakra! No ale wracając do widoków to byłam przeszczęśliwa... w naszym mieszkaniu mieliśmy widok z balkonu na ocean i wschód, wschód który był przed 8.00 więc bardzo łatwo było na niego wstać, tym bardziej, że mieszkanie mieliśmy naprawdę wysoko, więc i widoki lepsze – czego chcieć więcej? (A mieszkanie było tak fajne jak na zdjęciach więc się nie zawiedliśmy, co też nas cieszyło)
Nawiązując do krajobrazów - uwielbiam
połączenia morza/oceanu i gór, bez góry czuje się
źle, zbyt płasko a morze uwielbiam. Nie było dużo zieleni ale to
nic bo to tylko dodawało tego egzotycznego klimatu. Mieszkaliśmy
w Las Palmas, nie jest to typowo turystyczne miasto, mieliśmy tam
trzy plaże, ta trzecia była kompletnie inna, każdy znajdzie coś
dla siebie. Pierwsza plaża (Las
Alcaravaneras
) była mniejsza od reszty i znajdowała się obok portu, nie w moim typie.
Druga była naprawdę ładna (Las Canteras) góry i bezkres
oceanu, akurat za każdym razem jak szliśmy pływać były świetne,
wysokie fale (uwielbiam!) ale niestety co druga kobieta chodzi z
gołym biustem (mimo, że nie były to plaże nudystów) więc
trochę zniesmaczało całą sprawę, nie mówiąc o tym, że
robiąc zdjęcia krajobrazom było to uciążliwe...
Trzecią plaże wypatrzyłam na mapie, była bardziej dzika od reszty, typowa dla mnie. Zupełnie inna niż dwie poprzednie ale najlepsza, zakochałam się w niej. Co prawda była trochę daleko ale co to dla nas? Przy okazji po drodze zwiedziliśmy trochę i porobiliśmy dużo zdjęć. Plaża (del Confital) była skalista, ale robiła wrażenie, po prawej góra, po lewej ocean, zamiast piasku przed wejściem do oceanu było trzeba przejść przez teren skalisty, popołudniowy odpływ zostawiał w basenach skalnych różne stworzenia morskie, kraby, wodne ślimaki, ryby i pełno muszelek, na tej plaży można było zobaczyć mewy bo na plażach bliżej miasta niestety chodziły tylko... gołębie. Zostaliśmy tam na zachodzie który był niesamowity – zresztą zobaczycie na zdjęciach. Zachwycona też byłam wydmami w Maspalomas, które wyglądały jak pustynia. Chociaż Maspalomas jest typowo turystyczne i straszne tam irytują naciągacze to widoki wszystko wynagradzały.
Trzecią plaże wypatrzyłam na mapie, była bardziej dzika od reszty, typowa dla mnie. Zupełnie inna niż dwie poprzednie ale najlepsza, zakochałam się w niej. Co prawda była trochę daleko ale co to dla nas? Przy okazji po drodze zwiedziliśmy trochę i porobiliśmy dużo zdjęć. Plaża (del Confital) była skalista, ale robiła wrażenie, po prawej góra, po lewej ocean, zamiast piasku przed wejściem do oceanu było trzeba przejść przez teren skalisty, popołudniowy odpływ zostawiał w basenach skalnych różne stworzenia morskie, kraby, wodne ślimaki, ryby i pełno muszelek, na tej plaży można było zobaczyć mewy bo na plażach bliżej miasta niestety chodziły tylko... gołębie. Zostaliśmy tam na zachodzie który był niesamowity – zresztą zobaczycie na zdjęciach. Zachwycona też byłam wydmami w Maspalomas, które wyglądały jak pustynia. Chociaż Maspalomas jest typowo turystyczne i straszne tam irytują naciągacze to widoki wszystko wynagradzały.
Jeszcze
co do widoków i miejsc – Stare Miasto w Las Palmas też
robiło wrażenie, mieliśmy do niego bardzo blisko, były tam
przepiękne, ciekawe uliczki, bardzo ładne miejsca, budynki – no i
właśnie Las Palmas zachwyciło mnie swoja architekturą, ich
specyficzne, kwadratowe budynki, ulice na równi z dachami
budynków, na których ludzie zostawiali leżaki, grille,
pranie. Zupełnie inny klimat. Ich różnokolorowe budynki,
mocne barwy, różne połączenia kolorystyzne albo ulice i
domy położone bardzo wysoko, aloesy posadzone przed domami zamiast
kwiatków.
Temperatura coś około 25 stopni, czasem więcej,
non stop świeciło słońce, chociaż co chwilę nam ktoś
powtarzał, że mamy dużo szczęścia bo w Las Palmas zazwyczaj jest
gorsza pogoda. Wygrzałam sie na słońcu, naładowałam baterie
(chociaż wciąż za mało!)
Ludzie też mają tam zupełnie inną
mentalność, są naprawdę sympatyczny i pomocni, nawet jeżeli nie
mówisz w ich języku.
Co do jedzenia to ich tortille
wymiatają, mają też przepyszne mleka smakowe (szczególnie
czekoladowe) i krem waniliowy (który wygląda troche jak
mleczko i tak smakuje tylko jest gęstszy, mniamciu). Zdziwiła nas niska cena pistacji i papierosów, a ich owoce wymiatają,
banany to już szczególnie, mają zupełnie inny smak niż
nasze, a z wyglądu są zielone (wyglądają jak niedojrzałe ) w
środku za to bardzo ciemno-żółte. Próbowaliśmy też od
nich papaje, ma specyficzny smak ale jest pyszna. I sok 100% ananas
wymiata, był pyszny, nie jestem fanką ananasów ale tym bym
nie pogardziła. Na tapas night, czyli małych dań za 1euro w
restauracjach na starym mieście poszaleliśmy trochę ale wiekszość
rzeczy które próbowaliśmy mi nie leżały, po prostu
nie mój gust smakowy. Jeszcze problem tam był taki, że oni
bardzo lubią słodkie rzeczy i już na początku się o tym
przekonaliśmy, kupując sobie w markecie naturalny jogurt, który
okazał się być z cukrem, potem kupiliśmy popcorn który okazał
się być z... cukrem... Musieliśmy uważać co kupujemy, i czytać
skład gdy chcieliśmy kupić przekąski na słono.
Brakowało
nam tam tylko auta, bo nie zwiedziliśmy tyle ile chcieliśmy, ale
niestety okazało się, że jesteśmy za młodzi by wynająć tam
autko.
Zaskoczyły nas tez ulice bardziej przystrojone na święta
niż połowa miast w Polsce, ale mimo tak oświetlonych lampkami ulic
nie było czuć świątecznego klimatu z krótkimi spodenkami
na nogach i zapachem lata i oceanu w powietrzu.
Tylko smutniej
było wyjeżdżać bo nie dość, że nie chciało się wylatywać z
tego ciepła, przepięknych widoków, to na koniec naszej
wycieczki na sesji poznaliśmy naprawdę super osobę, z którą
po zdjęciach spędziliśmy długi, świetny wieczór i żałuje,
że na więcej nam czas nie pozwolił... To wspaniałe i zarazem
smutne kiedy spotykasz prawie na drugim końcu świata osobę z którą
tak świetnie się dogadujesz od samego początku i masz wrażenie
jakbyś ją znał całe życie a nie zaledwie parę godzin... ale to
na pewno nie nasze ostatnie spotkanie, czy tam, czy w innym zakątku
świata czy tutaj w Polsce. Tym bardziej, że w dzisiejszym świecie
naprawdę ciężko jest znaleźć świetnych, 'normalnych' ludzi z
którymi dobrze się dogadujesz...
Zdjęcia z sesji z Olą na samym dole! :)
Na koniec napiszę, że polecam Gran Canarie z całego serca i na pewno chciałabym tam jeszcze wrócić i zapraszam do obejrzenia zdjęć:
Na koniec napiszę, że polecam Gran Canarie z całego serca i na pewno chciałabym tam jeszcze wrócić i zapraszam do obejrzenia zdjęć:
Brak komentarzy: